Rozmowa z Heleną Powałką (Zagrody Łukowieckie) przeprowadzona przez wnuka Jacka Powałkę
JP: Babcia by powiedziała, ile to tam was w rodzinie było kiedyś , jak kiedyś babcia z rodzicami mieszkała…
HP: Rodzice i li troje dzieci…
JP: A jak z rodzicami się układało życie, dobrze się dogadywała babcia?
HP: No, dobrze…
JP: W sumie – z ojcem, tak że ojciec…
HP: Bardzo dobrze.
JP: Z matką też?
HP: Z mamą też. Myśmy mieli dużą gospodarkę, to roboty nie brakowało. Tylko sło się w pole, i sło się w pole, a to kosić, a to grabić, kartofle okapywać, a to później kopać… Boże, aj…
JP: Duża gospodarka… jakieś te… hektary…
HP:… to myśmy mieli 21 morga.
JP: A morga to ile to hektarów?
HP: ☺Dwie morgi musi na hektar…
JP: Ooo, to 10 hektarów!
HP: 21 nasza była…
JP: A jak to tam ze szkołą było, tam jak jeszcze do Firleja chodzili do szkoły, uczyli się w podstawówce?
HP: Do szkoły? Łod nas we wsi tylko we dwie chodziły do szkoły. Do… Niegdyś tak 4 klas było we wsi, do piątej już we dwie chodziły: mojego krzesnego córka i takiego sklepowego córka… A na tą szkoła to wozili mój tata piach furmanką w Firleju…
JP: A, na tą szkołę, co teraz jest zbudowana, tak?
HP: Tak… Wozili piach…Nie tylko on, tylko więcej tam wozili…Było tych furmanek…
JP: A jacyś tacy inni, z innych krajów, Cyganie tu mieszkali może w pobliżu? Babcia mieszkała tutaj, w Przypisówce?
HP: W Przypisówce…
JP: A to tam kiedyś podobno Cyganie żyli – żyli?
HP: No, Cyganie przyjeżdżali do Przypisówki i to … tam, za Przypisówką, tam, rozumis, jest taka olszyna, tam jest taka duża, ta olszyna to była niemiecka, bo Nimce byli na Trójni, na starem gościńcu, i ta olszyna była niemiecka, i tam był, rozumis, taki pazgórek. Taki był… pazgór taki. Nie było drzewa, olszynki nie było, i tam przyjeżdżali te Cygany. I ci mówię, tam ze wsi chłopaki, dziewczyny, chłopy szły do tych Cyganów, a te Cygany ogniska paliły, śpiewały, tańcyły…
JP: Była dobra zabawa…
HP: No! I takśmy szli!
JP: Ale to tak przyjaźnie, nie tak wrogo, ze nie lubili ich, Cyganów? Cyganie nie kradli?
HP: Nie, nikomu nic nie robili, jakoś tak do tych Cyganów tak wszyscy: „O, Cygany przyjechały, Cygany przyjechały, idziem, idziem”. I taksmy szły – dziewcyny, chłpaki, starsze chłopy szły tam, no…
JP: To się wszyscy trzymali razem…
HP: I tak popatrzeć się na tych cyganów szli ludzie.
JP: A coś babcia pamięta z domu szczególnego, coś tam się stało?
HP: Oj, co u nas się strasznie wydarzyło?…Ogień budynki spalił.
JP: Gospodarstwa waszego? Nie wiedziałem…
HP: Tak. To chyba i obory się spaliły, u sąsiada trzasło i trzy stodół było tak przy kupie, i trzy obór i wszystko spaliło się. Od trzasku. No i tego … I u nas to jak się zaceła ta wojna, rozumis, to sołtys sześć furmanek wysłał z PKO, PKO to musi… z piniędzmi… do Chełma pojechały te furmanki. Nie było taty 6 tygodni. I tata przyszli – bez konia, bez koni, bez woza. Kobyły śmy mieli, jedne na całą wieś, po cztery lat te kobyły, były czarne, kare takie, na całą wieś my mieli te konie… No i przyszli bez woza, bez koni…
JP: A to tam Niemcy zabrali?
HP: W Chełmie, naszła ta wojna, Niemce...
JP: A to dla Polaków te konie, czy Niemcy zabrali?
HP: Niemce wzięli, zabrali to tych {harmot} jak to się mówi...
JP: A co to jest?
HP: I że były swoje dali... To zabrali ... Tata bosem był , tam od jednego rolnika, pod stertą słomy, tam schowały... No i poszły... Bo tata za jakis czas pojechali z jednym... I woda nie chciał dać ksiądz zakrocić... Ale jakoś się udało i przywieźli... Na Majdanek....
JP: Ojca?
HP: Tak. Bo nie chcieli dać kontyngentu, nie zebrali... I mama się starali, żeby puścili, bo to straty (?), wojna konie zabrała, ogień budynki spalił. No i mama wystarali się, chodzili do urzędów, żeby puściły. I tydzień siedzieli, w Lublinie tata, i za tydzień casu przysszli, pukają w okno, „otwórz!, Otwórz!” ; a mama „Kto to to?” – „no ja!” i przyszedł z więzienia. (śmiech) No i znowuz samoloty bombardowały Przypisówkę, o tak... latały i strzelały... Była u nas ciotka z Brzezin i taki dołek był koło domu i śmy do tego dołka uciekli...Schowaliśmy się z tego... z chałupy... Oj Boże, było to, było strachu... Az siedem obławów było w Przypisówce, siedem obławów! I tylko chodzili Niemcy i otwierali drzwi , i w oborach, i w chałupach: „Jaki bandyt jest? Bandyt jest?”... Później znowu na wojnę wzięli tego mojego brata, wzion na Majdanej, wzion uciekł. Na moście go w Lubartowie złapały Niemcy i „Halt! Stój!” I od razu pod Warszawę na front go wzięli. A ja znowuz, bo Maiki takie z Ostrówka, przysły do nas, bo ich brat był [w niewoli] bo pisał... i żeby jechać. No i myśmy wzięli, pac, wybrali się, ja miałam z 18 lat może, wybraliśmy się pod tę Warszawę... Ty wies... Ruskie były z tej strony, Ruskie były z tej strony przed Warszawą... Śmy jechali, i piechotą, i samochodem, i pociągiem, i z Ruskami pod pałatką nas wiozły, Boże... Śmy jedna noc nocowali, tam, gdzie zajechały, te Ruskie z nami i śmy tam nocowały. Boże, jak żeśmy strachu użyli za jednym razem...
JP: Niech tam babcia powie o sąsiadach, dobrze żyliście?
HP: Dobrze. Sąsiady to tak: z jednej strony była mamina ciotka, z Brzezin, bo mama z Brzezin, A z drugiej strony znowuż ciotka była taty.
JP: To sama rodzina!
HP: Tak, rodzina. I powiem ci tak, ze kiedyś taka trzoda bydła chodziła po łąkach, po paśtwisku, to zawse ta babka, ło ta ciotka taty to przychodziła , ło tak, chodziła, żeby kazda krowa trafiła na swoje miejsce, do łobory... a jak trza było chodzić za trzodą.... Dwoje chodziło za trzoda , pomagać temu co pasł krowy tam... najstarszy... To jak ja płakałam, jak ja nie chciałam iść, taka byłam mała, nieduża... T ta ciotka krowy wiązała nam w oborze... Dobrze... To jak ci mówiłam, jedna ciotka była mamina, a druga tatowa.
JP: A jakieś zabawy pamięta babcia, jak to się dzieci bawiły?
HP: No pewnie!
JP: O jakiejś ulubionej babcia powie.
HP: Boże... Taka podłoga była zaraz koło nas, blisko, to co niedziela zabawa była!
JP: A jak się dzieci bawiły?
HP: Kiedyś to w piłkę grali, w guziki... A zabawa – to co niedzielę zabawy... Wesoło było. Do mnie to przychodziło dużo dziewczyn, z całej wsi, oj... wesoło było. U nas taki duży płot był, to z calej wsi dziewcyny, chłopaki przychodziły, tak jakoś śmiesznie, i tak śmy się w te różne kółka, zabawki bawili... o tak, kółko graniaste (smiech), oj, młode śmy byli, takie młodziutkie...
JP: A to wszystkie dzieci razem się bawiły? Nie to, ze biedne z bogatym [nie bawiło się]?
HP: Nie, nie, wszystko razem, Boże kochany, wesoło... A przyszła niedziela to żeśmy tak po wsi chodzili, chłopaki, dziewczyny razem tak przez wieś, bo to przecież na wieś droga jedna była i w wiecór żeśmy tak chodzili, spacerowali. Wesoło było. Dobrze było. Kłótni to tez nie było nijakiej, Boziu kochany, jakśmy się dobrali, pracowite wszystko, ile ja gnoju nawyrzucałam, ile robiłam, wszystko robiłam , wszystko umiałam ... Do Lubartowa na piechotę się chodziło...
JP: A jak rodzice traktowali dzieci? Do roboty gonili? Był szacunek?
HP: Do roboty – co trza było robić to śmy szli i robili!
JP: Ale szacunek był w domu?
HP: No pewnie! Słowa się marnego nie powiedziało, nikt ... W niedzielę na ziarka dali złotóweckę. Bo było w modzie taka ziarków... Każda sobie kupiła ziarków, do dzbanów takich...
JP A ze szkoły babcia coś pamięta?
HP: No w szkole to... chodziłam do szkoły, cztery lata skońcyłam... cztery oddziały, jak to kiedyś... Ksiądz na religię przyjeżdżał z Firleja, no... przywozili, przywoził, kolejka szła, przywozili księdza na religię...
JP: A czego uczyli w szkole?
HP: Religii... ksiądz... (śmiech)
JP: Ale jakich innych przedmiotów? Polskiego, matematyki?
HP: Nie, no tak o Bogu (?) tak...
JP: A jacyś Cyganie chodzili tam do szkoły w Firleju?
HP: Nie, nie chodzili Cyganie.
JP: A nauczyciele, pamięta babcia jakichś nauczycieli?
HP: nie, nie pamiętam nazwisk.
JP: A pamięta babcia jakieś występy w szkole, akademie, przed świetami może?
HP: No, robili coś takiego... Te szkoły były takie po domach, wiesz, takie w drewnianych domach, bo przecież murowanych to nie było we wsi, tylko w takich drewnianych domach; kto miał takie duże domy a sam był, to oddawał na szkołę.
JP: A jak to w święta było, babcia pamieta?
HP: No w święta... No, każdy uczcił te święta. W Boże Narodzenie i do kościoła śmy chodzili na piechotę, przeciez i piach był... No i w święta i wigilia była, i Wielganoc była i sykus był kiedyś i wzięło się nogę na... nogę mięsa to trzeba było i kiełbasy zrobić (śmiech) i kaszanki. Zabili jedno prosię, to wszyscy po nodze wzięli. Ale kaszanka to jest wszystko razem kaszankę robili. I później podzielili się , poważyli się. A kiełbasę to już każdy sam robił bo bez takie łod lampy... Lampy takie naftowe (?) były kiedyś... to bez ta syjka się napychało kiełbasę , później to się pokroiło, cosku się zrobiło i taka była swoja kiełbasa, kazden tak robił. Nie tak, jak teraz... Żydy to chodziły i zawsze coś sprzedawać: sacharynę, pieprz i takie różne rzeczy to chodziły wszystkie Żydy i to sprzedawały. Kiedyś ktoś tam cukier kupował, myślisz, ze ludzie cukier kupowali? Sacharyną słodzili. Aj tam, kiedyś to nie było sklepów, koło nas tu i koło sąsiada była taka Żydówka, a u nas był sadek taki duży. Przyjechali, jabołków , takie ja...ta były, w środku takie jabołki były, że takie grube i takie.... Boże, to u nas Żydy zakupowały te jabłka... A ta Żydówka od sąsiadów to przynosiła mi bułki, taka byłam malutka, mała, przynosiła mi bułki a ja jej jabłko dałam. A Żydy zakupiły u nas sadek, a chłopaki znowu szły do nas, Żydom kraśc japków, rwać japków. Pani Marciniak, mówi, i dzisiaj przychodzili chłopcy na jabłka.
JP: A w rodzinie ktoś jakiś zawód miał, czy tylko pracowaliście na polu?
HP: Na polu wszyscyśmy robili. A kto tam kończył te szkoły, mówię ci, do piątej klasy tylko te dwie chodziły.
JP: A co tam gotowaliście, o jakichś potrawach babcia powie... To samo , co teraz, czy było coś innego?
HP: Powiem ci tak: było kiedyś wszystko swoje. U nas to tak: proso, siali tata, reckę siali, jecmień siali, i wszystko swoje było. I kasza jaglana, i kasza tego... Mleko było, i na mleku kaszę w kopanie na mleku ugotowali sagan i taki był obiad w polu. Kaszę przywieźli na mleku i jaka dobra kasza była! Jeszcze przypalonka na dnie to taka smaczna! Mąka to była swoja też, pszenica była, myśmy mieli swoje wszystko. Było dobrze nam, naprawdę, niczego nam nie brakowało.
JP: A jakieś przetwory robiliście na zimę?
HP: Kiedyś nie robili. Mama sok taki, japków, utarli na tartce i przez gałgan przepuścili i wycisnęli… Kiedyś nie tak jak teraz, że cały kredens…
JP: Babcia mi powie, jak to się kiedyś ubierała, tak normalnie i odświętnie…
HP: No, ładnie… Sukienki miałam takie…
JP: W spodniach nie chodziła babcia? Nie chodziły dziewczyny w spodniach?
HP: Nie, nikt (dziewczyny) nie chodził w spodniach. Nie. Nawet ludzie takie starsze to majtek nie mieli. Tylko w sukienkach, spódnicach. Ładnie… Ja chodziłam ładnie.
JP: A ktoś sklep miał u was? Jakieś bogate ludzie?
HP: No, sklep był. No taki sklep miał, to zamożne ludzi były. A o ten mój chrzestny , co chodziłam do szkoły do Firleja to też takie bogatsze były.
JP: A jakieś radio było? Jakieś rozrywki? Chodziliście gdzieś słuchać radia, muzyki, nic?
HP: Tam nie było ani radia ani nic. Telewizora – nie ma mowy…
JP: A teraz babcia powie, jak to wesela wyglądały kiedyś? Na pewno inaczej niż teraz.
HP: Wesela to… (śmiech) Na wesela to też kaszy nagotowały. I to jeszcze racuchów nasmażyły… a na święta to się racuchów usmażyło na wigilię…
JP: A jak na weselu sama zabawa wyglądała? Jak się bawili ludzie? Cała wieś przychodziła czy tylko rodzina?
HP: Cała rodzina.
JP: Huczne były zabawy?
HP: No pewnie! I muzykanty były , i jak tu koło nas Bystrzyckie u tego Paśnika dziadek, to takie tańce były, to jak na zabawę przyszedł, był przecież starsy cłowiek, to tańcył, aż… Boże, z każdą dziewczyną potańcył… We dwoje się tańcyło, to Boże, nie taki taniec jak teraz, taniec taki fajny we dwoje… Porwie ją, polek, oberka… jaki prędki taki… tańcyło się kiedyś, Boziu kochany, wesoło było kiedyś jak nie wiem.
JP: A z chłopakami to babcia się tak kiedyś spotykała, umawiała?
HP: Ano nie?
JP: Gdzie to tak? Po domach gdzieś?
HP: Co niedziela śmy spacerowali. W dzień co się robiło? Szło się w pole, i szło się w pole… A w niedziela to dziewczyn, chłopaków cała wieś, po drodze spotykaliśmy się i śmy śmiali się, śmiali się, i zgadali się, u nas był taki, zaraz koło nas, też taki co na skrzypkach grał, myśmy chodzili do niego, grał. A taki był alkierzyk taki wąski, nas oddzielił, tłoczyliśmy się takie młodziutkie jeszcze, jak byłam dziewczyna… Mówie ci, fajnie było.
JP: Nad Wieprz chodziliście?
HP: No, chodziliśmy się kąpać w lecie. [Bezłogi], O tutaj przychodziliśmy… nad Serock prawie. Tam tak nisko je, nie było takiego wysokiego brzegu. Żeśmy chodzili i ześmy drogą chrzabosce [chrabąszcze] łapali, wiesz? Chodziliśmy, dziewczyny i chłopaki…
JP A przyjeżdżali z miasta jacyś, robili przedstawienia?
HP: Nie.
JP: A jakaś orkiestra strażacka była w Firleju? Przyjeżdżali, grali? A grajki chodzili gdzieś po wsiach?
HP: Na skrzypkach to były…
JP: A na harmonii?
HP: Tylko skrzypki. Ale te zabawy jak były na podłodze, zaraz koło nas, to i na harmonii, i harmonia była, i bęben był, i były takie muzykanty. Takie po swojemu nauczyły się grać i grały.
JP: A jakaś biblioteka była, gdzieś książki można było pożyczać?
HP: W Firleju to mogło być… Ja to miałam tak ze dwie ksiazki, to było tak pół polski, pół nauka jakaś inna, jakieś góry były, wiesz? To miałam dwie ksiazki. I rachunki znowuz była.
JP: Do matematyki…
HP: Tak. A tak to nie było ksiązków jakiś. Tak jak teraz, kupa ksiazek, ile każdy dźwiga na tych plecach, Boziu…
JP: a wszyscy tutaj po polsku mówili, czy trochę po ukraińsku, po białorusku, po rusku?
HP: Nie, nikt tam inaczej nie mówił. Aj… wesoło kiedyś było, Boziu kochany… nikt tam już z moich rówieśników, rówieśniców nie żyje… porozjeżdżały się po wojnie po świecie, i w świecie nie żyją…
JP: A babcia pamięta, jak to kiedyś Lubartów wyglądał?
HP: Ajm kiedyś to Lubartów inacej wyglądał, nie było takich wysokich takich (JP: bloków) i nie był taki duzy jak teraz, teraz to rozbudowany.
JP: A pałac ten co jest, pamięta babcia? Bo wiem, że w wojnie się palił.
HP: A, ten pałac, tutaj za tego[ przychodu] po tej stronie, to był, co i jest.
JP: Bo dokładnie to go zburzyli, tylko go odbudowali później.
HP: Poprawili go…Wiesz który? To on stary jest, stary… Jeszcze tu park je za niem… Coś się odgrywa, rozmaitości nieraz … A tam za pałacem rozmaitości się odgrywa.
JP: A tam... przed wojną? Jakieś zabawy…
HP: Teraz! Teraz jest, ile razy ja już tam byłam…Odbywało, odgrywało się rozmaitości. Tam taki park jest , i staw…
JP: Tak myślę – często babcia w Lubartowie bywała kiedyś?
HP: Ale – co rusz się szło na piechotę!
JP: Bo to do Lubartowa blisko…
HP: A z dziewięć kilometry jest z Przypisówki.
JP: A do Kocka?
HP:A stąd – czternaście. I stąd chodziłam.
JP: Stąd?
HP: (śmiech) No… jak tam co przyszło to chodziłam do Lubartowa na piechotę. (…) Jak szosy nie było, no to jak zrobili szosę to zaczęły jakieś samochody … trochę jechało.
JP: Jakichś Żydow to babcia z Lubartowa znała?
HP: Żydów, no tych Żydów to w Lubartowie było pełno. I tata z mamą chodzili do Żydów i kupowali … trzewików. Stosy mały Żydy tych butów wszelkich, takie wszystko na zapinane, o takie krótki, o. Tam z cholewami to nie było. Miały te Żydy, oj, tych butów różnych… Te Żydy to one nie robią, nie robią w roli, a wszystko mają. Cwaniary są, słuchaj…
JP: A gdzie kupowaliście jedzenie, inne rzeczy, na targ przyjeżdżaliście, jakieś sklepy były?
HP: A kto kiedyś o kupował! Każdy miał swoje.
JP: A nie było jakiegoś rzemieślnika?
HP: A buty to mówię, jeździliśmy do Lubartowa, do Żydów i Żydów się kupowało, u ludzi… Aj tam, teraz inny świat jak kiedyś, teraz. … Były w Przypisówce siedem obławów, i pojechały te Niemce , jechały te Niemce i ciągle ta wieś obkrążona, i kto gdzie uciekał to „halt”, a tu podobnie że o Ukraińce, takie niedobre były i nam obławy przyrządzały…
JP: Do Lubartowa uciekali ludzie?
HP: Ludzie uciekali do krzaków. A tu za krzakami cala wieś obkrążona, naokoło, i kto gdzie uciekał to już go miały za złodzieja, już „bandyt”… Pod kaplickę, w tył, kazały kłaść się , wszystkie się pokładły… I jednego razu to czterdziestu chłopów wzięli.
JP: Ale strzelali tam do ludzi, rozstrzeliwali?
HP: Nie strzelały, tylko łapały i „bandyt!bandyt!””Stój” – i jemu ręce w tył i pod kaplickę. Kładły ich do góry rękami i później w samochód wywiozły. A jednego powiesiły. Tej Olejnikowej, co to miała policjanta… Bo w Firleju jest ta Olejnikowa. I jej ojca powiesiły.
Powiem ci, że nie..., nie kłócili się, jakoś tak wszystko zjednocone było, wsystko rozmawiało się , i kto co miał nie boczył się, nie nawadzał się, tylko wszyscy jakoś tak dobrze żyli.
JP: Ale… spotykali się ludzie , a teraz to siedzą w domach, przed telewizorami…
HP: O tak, ło tak!