Romowa z Lucjanem Michalakiem (pochodzącym z Lubartowa) przeprowadzona przez Jolantę Grabowską

JG: Proszę Pana, z ilu członków składała się pańska rodzina?

LM: Z ośmiu członków...

JG: To znaczy, kto był...

LM: Rodzice... sześcioro rodzeństwa...

JG: Pan był najstarszy?

M: Nie, ja byłem najmłodszy.

JG: A jakie były stosunki, relacje między rodzicami a dziećmi?

M: Dobre. Lepszych nie mogło być.

JG: Jaki był status majątkowy Pana rodziny?

M: 12 hektarów, pół domu, takiego piętrowego, no i zabudowania gospodarcze .

JG: A jaki był poziom wykształcenia członków tej rodziny?

M: No, wszyscy się uczyli w tym czasie przed wojną, wszyscy uczyli się, chodzili do szkoły. Dwoje, siostra i brat, średnią szkołę robili, a pozostali do powszechnej...

JG: A szkoła powszechna z ilu klas się składała?

M: No, z siedmiu.

JG: A gdzie znajdował się Pana dom rodzinny?

M: No, w centrum Lubartowa, koło... tutaj przy ulicy Słowackiego 10. W tej chwili też 10. Przedtem miał numer 14. Sąsiaduje z pałacem no i z kościołem. Tu nic, żadnych budynków nie było.

JG: Czy ten dom wyglądał tak jak obecnie, czy...?

M: Tak , w tej chwili nic się nie zmieniło.

JG: Czy ma Pan jakieś szczególne wspomnienia związane z domem rodzinnym?

M: No mam wspomnienia takie dosyć wesołe, bo co sobotę odbywały się zabawy, praktycznie przy orkiestrze strażackiej, na korytarzu, akurat był taki duży. Ja się nie bawiłem, bo byłem młody, ale już kręciłem się...

JG: Ale tylko Pana rodzina, czy też sąsiedzi?

M: Rodzina i znajomi, koledzy...

JG: Kto był Pana sąsiadem w okresie międzywojennym i jak wyglądały te stosunki międzysąsiedzkie?

M: Sąsiedzi, no to... w drugiej połowie domu mieszkał dziadek, czyli teść ojca, no a sąsiadów praktycznie wkoło tak nie było, kościół, był pałac...Nic więcej...

JG: Może przejdźmy do Pana dzieciństwa. Co Pan najlepiej pamięta ze swojego dzieciństwa?

M: No, szkołę na pewno, bo się chodziło do tej szkoły, do nowej szkoły , bo w trzydziestym szóstym roku została wybudowana ta szkoła i ja już do tej nowej szkoły chodziłem.

JG: A gdzie ta szkoła się znajdowała?

M: Przy ul. 25-go października...

JG: Tzn. to jest ta szkoła nr 1, tak? Gimnazjum? W tej chwili ul. Legionów? Czy tylko ta szkoła była? Bo to była nowa szkoła, a wcześniej gdzie znajdowała się szkoła?

M: Nie było chyba, to była jedna jedyna szkoła.

JG: czy Pan pamięta, jak wyglądały Pana zabawy podwórkowe?

M: No zabawy podwórkowe... Zabaw praktycznie takich nie było... Natomiast w parku zawsze była co niedziela, była taka podłoga , ale do tańca i orkiestra była, i były takie jeszcze... no... loteria fantowa. I to było co niedzielę zawsze. W lecie, oczywiście.

JG: A dzieci w jakie zabawy się bawiły, w szkole czy na podwórku?

M: Urządzały czasami takie teatry podwórkowe, związane z zakładem ślusarskim, kowalskim...

JG: Ale na pewno były takie zabawy jak berek, bo chodzi nam też o takie drobne [rzeczy] , czy pan pamięta?

M: No to... najczęściej to grało się w taką „ciućkę”, odbijało się taką... Nie wiem, jak to się teraz nazywa... Jamka taka...No więc właśnie, jamka... w taką jamkę się stukało i poddbijało się. No i huśtawki były na naszym podwórku, bo to podwórko bardzo duże, no bawiło się okropnie dużo kolegów i koleżanek.

JG: Czyli było wesoło?

M: Wesoło, bardzo wesoło.

JG: Jak wyglądały stosunki dzieci o różnym pochodzeniu? Bo tutaj w Lubartowie oprócz Polaków były inne społeczności, prawda?

M: No, praktycznie tylko Żydzi i Polacy. Cyganów nie było, bo Cyganie praktycznie tylko przyjeżdżali... Oni nie mieli własnych tutaj...

JG: Na stałe nie mieszkali, tylko z taborami wędrowali?

M: Tak. Ale czasami przejeżdżali. W związku z tym nie mieliśmy żadnych takich kontaktów z inną narodowością. No ,z Żydami, no…W związku z tym nie mieliśmy żadnych takich kontaktów z tymi..., z inna narodowością, lub z Żydami.

JG: tak, a właśnie, jak stosunki z Żydami wyglądały?

M: No, rodzice to dosyć dobrze z nimi żyli, dlatego że handlowali, kupowali płody rolne od rodziców, mleko.

JG: Bo Żydzi na pewno chodzili do szkoły również, tak?

M: Nie zrozumiałem pytania…

JG: Chodzi mi o stosunki z Żydami. Czy dzieci żydowskie chodziły z panem do szkoły?

M: Tak, też chodziły, oczywiście.

JG: A jak wyglądały te stosunki w szkole?

M: Dosyć dobre, nie było żadnych takich walk w szkole między Polakami a Żydami.

JG : Proszę pana, a jak pana rodzice traktowali swoje dzieci i jak dzieci odnosiły się do rodziców?

M: No.., no dobrze, wymagali przede wszystkim, do pracy gonili, trzeba było, bo duże gospodarstwo było, i wszyscy byli praktycznie byli zatrudnieni przy tym gospodarstwie, z wyjątkiem tych co chodzili do gimnazjum.

JG: Może przejdźmy teraz do jeszcze na moment jeszcze do szkoły. Jak wyglądało życie w szkole w tym okresie międzywojennym i później może w czasie wojny?

M: No.., praktycznie dobrze.

JG: Znaczy ile uczniów było na przykład w klasie?

M: No było tak koło 20-23, do 25 osób było.

JG: Czy w tej szkole powszechnej to jeden tylko nauczyciel nauczał?

M: Nie, trzech nauczycieli, bo pamiętam nawet ich nazwiska.

JG: A to bardzo proszę

M: Moim wychowawcą był Krupski, do robót takich ręcznych i śpiewu to uczył pan Skaruch, no i pani Rózgowa uczyła polskiego. A wyżej, w wyższych klasach to więcej nauczycieli było.

JG: To znaczy tych trzech nauczycieli to do jakiego okresu było?

M: Do trzech.

JG: Jeden-trzy?

M: Do trzeciej klasy włącznie.

JG: A czy pamięta pan nazwiska może kolegów, jakichś przyjaciół w swojej szkole?

M: Tak, Dwie osoby szczególnie pamiętam. Tu mam ...na kartce zapisane J.

JG: Bardzo proszę.

M: Skaruch Wojtek, Witek raczej, i Derecka Edwarda, te dwie osoby to bardzo blisko ze mną.

JG: A czy miał pan przyjaciół albo kolegów wśród Żydów?

M: Nie.

JG: Czyli czy można tak powiedzieć że oni trzymali się obok?

M: No raczej tak, Żydzi z Polakami raczej nie kumplowali.

JG: Aha rozumiem. A jak wyglądały stosunki z nauczycielami, Polaków i jak Żydów?

M: No nauczyciele bardzo byli wymagający, potrafili nawet położyć na stołek i wkropić.

JG: Kary cielesne.

M: Tak, kary cielesne J tak było, ale to był ład i porządek, nie tak jak w tej chwili, bezprawie.

JG: A czy jakoś inaczej się odnosili do Polaków a inaczej do Żydów?

M: Nie , jednakowo.

JG: Aha, rozumiem. A czego uczono w szkole w tamtych czasach? Jakie przedmioty były?

M: Po pierwsze Polskiego, matematyki, religii, no i historia taka była, patriotyzmu przede wszystkim, no bardzo sympatycznie było w każdym bądź razie, bardzo sympatycznie wspominam te lata i szkołę.

JG: A czy jakiś język oprócz polskiego?

M: Obcych języków nie było w ogóle, w gimnazjum prawdopodobnie był niemiecki, bo siostra się uczyła niemieckiego.

JG: A czy łacina?

M: Nie pamiętam, ale chyba nie było,..., a nie, może i była.

JG: Proszę pana, a czy pamięta pan jakieś święta szkolne? Bo na pewno szkoła bez tego nie mogła się obejść.

M: No, święta państwowe no to szkoła zawsze bardzo uroczyście obchodziła.

JG: A czy jakieś takie wewnętrzne oprócz państwowych, czy miała?

M: No, nie pamiętam.

JG: Proszę pana, może przejdźmy do tradycji rodzinnych. Jak odbywały się święta w pana domu?

M: No, było najbardziej święto obchodzone uroczyście Boże Narodzenie. Wigilia - na Wigilię był przykryty stół sianem i białym obrusem i 12 potraw, a pod spodem słoma. No i to najbardziej było takie uroczyste i przezywane święto. No wielkanocne również, ale już nie tak jak Boże Narodzenie.

JG: A czy była tutaj tylko z samego Lubartowa rodzina czy zjeżdżała się również?

M: Nie, tylko rodzina, bo nasza była dosyć liczna rodzina, więc tylko sami byliśmy.

JG : A czy pamięta pan jakieś obyczaje które były w tym okresie a które już dzisiaj nie są praktykowane...dotyczące świąt na przykład?

M: No Nie pamiętam nic, ... aby były zmiany obchodzenia.

JG: A czy pana rodzina miała jakieś szczególne tradycje, np. dotyczące zawodu, ........, wykształcenia?

M: No rolnicy, zajmowały się rolnictwem tylko i wyłącznie, a matka moja była krawcową dodatkowo, ale tylko szyła dla własnych potrzeb.

JG: A czy, bo pan miał siostry i braci, tak?

M: Tak, jedną .Siostrę.

JG: A czy siostra była później krawcową, czy posiadała takie umiejętności.

M: To znaczy tak, posiadała zdolności, specjalnie nie zajmowała się krawiectwem,

JG: Aha, rozumiem.

M: Ale posiadała te zdolności i szyła sobie co trzeba było.

JG: A synowie to rolnictwem, tak?

M: No, każdy miał zawód, jeden był ślusarzem, ten co skończył szkołę średnią; siostra pracowała też umysłowo w jakimś biurze, nie pamiętam, brat jeden był rolnikiem, jeden był czapnikiem, a ja z kolei pracowałem w tym czasie u stolarza, to znaczy już w czasie wojny pracowałem u stolarza bo zatrudniłem się żeby nie być wywiezionym do Niemiec, dlatego.

JG: A ile miał pan lat jak rozpoczęła się wojna?

M: No, już 11 rok.

JG: O co w pana rodzinie dbano najbardziej, o jakiś przedmiot, wartości, honor, książki, strój?

M: Uuuu, zawsze o honor, honor był zawsze na 1 miejscu, poza tym, no, panował był ład, porządek. Musiał być porządek i ład bo inaczej to... dyscyplina była wymierzona J

JG: Czy w pana rodzinie istniały jakieś tradycje światopoglądowe, przynależenie do organizacji jakiejś politycznej (patriotycznej???)?

M: No, wszyscy, wszyscy należeli do Armii Krajowej, łącznie ze mną, mimo, że byłem taki młody, bo pracowałem u stolarza, w czasie wojny właśnie, tam była taka główna siedziba tego, spotykali się dowódcy oddziałów, podjednostek, no i ustalali jakieś działania, no i ja byłem zainteresowany tym, wciągnięty w to, bo musiałem być takim łącznikiem, a za to później po wyzwoleniu zamknęli mnie, siedziałem pół roku na UB, a UB potrafiło badać.

JG: No na pewno…

M: No, ale przeszło wszystko i …

JG: A czy były jakieś organizacje dotyczące religii, na przykład czy kółka różańcowe czy no nie wiem, jakieś zgromadzenia, czy to jakieś miało nazwy, w tym okresie międzywojennym i po wojnie i w czasie wojny?

M: No ja nie pamiętam tych kółek różańcowych, wiem, że matka moja to chodziła, codziennie musiała być w kościele, rano, na godzinę 7, była bardzo religijna, no i w tym duchu wychowywała dzieci również.

JG: Może przejdźmy do kuchni. Czy pan pamięta jakąś potrawę, która kojarzy się panu z tamtymi latami?

M: No, są takie J,bigos, pierogi, pyzy, te trzy to często się powtarzały, często się powtarzały, barszcze ukraińskie, no i więcej chyba tak nie pamiętam, ale różne były

JG: Ale przeważały potrawy mięsne czy potrawy raczej mączne?

M: Nooo, mączne, raczej mączne, no bigos był, niestety, zawsze był z mięsem i to dobrym.

JG: A co jadano w tamtych czasach najchętniej, a co było uznawane za no cos takiego, taki rarytas, od święta powiedzmy

M: No w naszej rodzinie to praktycznie wszystko mieliśmy co potrzebne było, różne potrawy, różne, także tutaj dla nas nie wiem, nie mogę powiedzieć co było takim rarytasem.

JG: Aaa, znaczy tak, podstawą pożywienia codziennego były takie mączne potrawy, prawda?

M: No mączne, mleczne.

JG: A czy wyrabiano jakieś domowe przetwory?

M: No, kiszenie kapusty najczęściej było, to znaczy obowiązkowo było, taka duża beczka, duża rodzina, no i jeszcze sprzedawaliśmy ta kapustę bo bardzo była smaczna, bo była deptana bosymi nogamiJ

JG: To cała rodzina brała udział w kiszeniu?

M: No prawie wszyscy, którzy żyli...

JG: A jaki był udział poszczególnych członków pana rodziny w przygotowywaniu pożywienia, no tak ogólnie czy to obiadu czy w czasie święta?

M: No praktycznie to była taka służba, służąca tak zwana, i ona gotowała, także nikt się więcej kuchnią nie zajmował, no zainteresowanie było, ale kucharka to właśnie była ta służąca.

JG: A czy mieli państwo jeszcze jakąś inna służbę oprócz tej kucharki?

M: Tak, parobek był taki .

JG: A czym się parobek zajmował?

M: No orał, siał.

JG: Aha, pomagał w gospodarstwie?

M: Obrządzał.

JG: Może przejdźmy teraz do mody. Jak w okresie międzywojennym i wojennym pan się ubierał? I jak ubierali się ludzie w tym okresie?

M: Na pewno skromnie, nie tak jak teraz. Ale modne były tzw. Pompy – spodnie: u dołu gumki, można było podciągnąć, opuścić…

JG: A te gumki były tutaj przy kostkach, tak?

M: Tak… Każdy starał się chodzić czysto.

JG: A czy kobiety chodziły w spodniach?

M: Nie. Nie.

JG: A jakiej długości były czy sukienki, czy spódnice?

M: Ooo, najczęściej to sukienki.

JG: Ale jakiej długości, czy do kolan, czy dłuższe?

M: Zawsze poniżej kolan.

JG: A może pan pamięta jakieś najmodniejsze fryzury? Albo elementy stroju?

M: No, smarowali włosy sobie takim kremem, żeby się te włosy świeciły i trzymały się mocno…

JG: Czy to była brylantyna?

M: Jakoś tak… tak była moda. Ale to szybko znikła.

JG: A z pana rodziny ludzie chodzili się… strzyc do fryzjera, czy raczej w domu?

M: No, do fryzjera wszyscy chodzili.

JG: A czy to był fryzjer męski, czy kobiety też chodziły do fryzjera?

M: W naszej rodzinie kobiety nie chodziły, wszystkie miały długie warkocze.

JG: A czy w ogóle z miasta ludzie, chodzi mi o kobiety, czy w ogóle chodziły do fryzjera?

M: A, no na pewno. Oczywiście. Tak.

JG: Czy istniało jakieś zróżnicowanie w stroju miedzy mieszkańcami miasta i wsi? Albo poszczególnych zawodów?

M: No, różnice to były widoczne, to znaczy od razu człowieka ze wsi można było poznać, z miasta inaczej wyglądał, ze wsi inaczej.

JG: Na czym te różnice polegały?

M: No bo ze wsi to wszyscy chodzili boso. Przychodzili boso do miasta, buty zakładali. I szli. Czy jak do kościoła szli, to później dopiero przed kościołem dopiero nakładali buty. No i para miejska różniła się od wiejskiej.

JG: a czy istniała moda na posiadanie jakichś przedmiotów? Czy ktoś coś zbierał?

M: No, tego to nie wiem…

JG: Może przejdźmy do rozrywki. Jak wyglądały wesela w okresie międzywojennym i jak w czasie wojny? Czy pamięta Pan coś na ten temat?

M: No, na żadnym weselu w tym okresie nie byłem.

JG: Nie orientuje się Pan.

M: Ale rozrywki to były, jak mówiłem właśnie: zabawy organizowane w parku co niedziela, loterie fantowe…

JG: A czy mężczyźni jakoś inaczej spędzali czas niż kobiety?

M: Raczej jednakowo.

JG: I raczej takie spędzanie czasu rodzinne, tak?

M: Kobiety przeważnie zajmowały się przędzeniem lnu, wełny. No to chyba to. Takie miały zajęcie.

JG: Ale chodzi mi o rozrywki, w czasie wolnym.

M: No, rozrywki to nie wiem, nie pamiętam.

JG: A czy orientuje się Pan, gdzie młodzi, którzy chcieli wstąpić w związek małżeński, wychodzili, żeby poznać kandydatów na małżonków?

M: No, było tak zwane swatanie…przeważnie swatanie. A tak to nie wiem, jak o robili, Nie pamiętam.

JG: A czy młodzież spędzała czas wolny w grupie rówieśników, czy razem z rodziną?

M: No , młodzież… Dobierali się wiekowo i bawili się. Robili takie zabawy taneczne.

JG: a czy były kawiarnie na terenie Lubartowa?

M: Z kawiarni to nie korzystali raczej. Była taka jedna kawiarnia, to znaczy restauracja, kawiarni nie było, al. młodzi nie chodzili do restauracji.

JG: Raczej starsze osoby?

M: Starsze osoby, tak.

JG: A czy w Pana domu rodzinnym było radio?

M: Tak, było. Takie kryształkowe.

JG: A jakich programów Państwo najczęściej słuchali?

M: No, ja to jak założyłem słuchawki to zawsze słuchałem muzyki. Więcej mnie nie interesowało nic.

JG: A rodzice?

M: Rodzice to na pewno słuchali wszystkich wiadomości. A to słuchali na pewno, często słuchali.

JG: A to były wiadomości tylko z Polski czy też zagraniczne?

M: Z Polski . Tylko i wyłącznie.

JG: Czy pamięta Pan, czy w Lubartowie w okresie międzywojennym organizowano , oprócz tych zabaw, jakieś koncerty, przedstawienia teatralne? Gdzie one się odbywały?

M: No, organizowali. Były organizowane w szkole. W szkole podstawowej. W tej nowej szkole.

JG: I czy tam przyjeżdżały jakieś grupy teatralne, czy sami uczniowie występowali?

M: Nie, miejscowi. Szkoła organizowała takie teatralne występy.

JG: A czy orientuje się Pan, czy Żydzi mieli swoje osobne życie kulturalne?

M: No, raczej się nie orientuję. Oni mieli tą bożnicę własną no i modlili się w sobotę, w święto

JG: Oprócz orkiestry strażackiej czy istniały jakieś inne organizacje – klub sportowy, czy gazeta miejska może…?

M: Przy szkole to harcerstwo istniało i zuchy. I oni skupiali właśnie młodzież. Tak, że w szkole byli dokładnie… No i taka chyba była tylko rozrywka młodzieży.

JG: A czy miasta posiadały gazetę miejską?

M: Nie było.

JG: …czy jakieś domy kultury?

M: Nie…

JG: Biblioteka?

M: Biblioteka była. Ale ja jeszcze nie korzystałem.

JG: A kto korzystał z biblioteki? Czy tylko osoby dorosłe? Czy młodzież również?

M: No, myślę, że i młodzież korzystała.

JG: Ale to była miejska biblioteka, czy ona była w szkole?

M: Miejska. Była miejska biblioteka.

JG: Może przejdźmy do języka, bo mówiła Pan o tym, ze była gwara miejska i wiejska, a czy w tym okresie międzywojennym język polski różnił się od współczesnego?

M: Nie, tu Lubartów też czysto mówił po polsku i tak jak teraz. Ludzie ze wsi troszkę kaleczyli polską mowę.

JG: A jak porozumiewali się Polacy z mniejszościami? Czyli z Żydami?

M: No, Żydzi po polsku mówili doskonale, tak , że nie było problemu.

JG: A czy pamięta Pan jakieś słowa lub zwroty pochodzące właśnie od Żydów?

M: Nie, nie pamiętam.

JG: A czy pamięta Pan jak wyglądał Lubartów przed wojną? Jakim był miastem?

M: No, Lubartów był o prosu bardzo małym miasteczkiem…

JG: A ile było mieszkańców, może Pan pamięta?

M: Było cztery tysiące. Dwa tysiące Żydów, dwa tysiące Polaków. Rynek był w tym miejscu, gdzie w tej chwili centrum, w samym centrum.

JG: Tu gdzie parking?

M: Tam była Targowica – handel płodami rolnymi, końmi, świńmi, i w ogóle co rolnicy mieli do sprzedania. Skasowany został ten handel, przeniesiona ta Targowica została na ulicę Lipową tutaj, gdzie teraz stoją te bloki mieszkalne spółdzielni mieszkaniowej.

JG: A czy były domy bogatsze, biedniejsze, czy różniły się od siebie?

M: No, były. Ale niewiele.

JG: A czy można powiedzieć, że Lubartów był podzielony na jakieś dzielnice?

M: No, praktycznie to nie… Była jedna lica Lubelska, Słowackiego, główna i przy tej głównej sklepy i takie troszkę bogatsze kamienice. A na obrzeżach Lubartowa to tylko drewniane budownictwo było.

JG: A jakie rejony zamieszkiwali Żydzi?

M: No Żydzi to całe centrum praktycznie. Mieli tutaj w Lubartowie wszystkie sklepy, budynki mieszkalne. Kilka sklepów to polskich było tylko: dwa spożywcze, jeden metalowy no i dwie piekarnie to były Polaków, a tak to resztę to Żydzi handlowali ...

JG: A czy orientuje się Pan, czy domostwa Żydów różniły się od polskich?

M: No, nie pamiętam… Raczej chyba nie…

JG: Proszę Pana, a jak wyglądały miejsca kultu, czyli kościoły, bożnica, czy Pan był w tej bożnicy?

M: Byłem. Byłem w bożnicy.

JG: Jej obecnie nie ma, prawda?

M: Tak, nie ma. To bardzo prosta była architektura z tym , że utrzymana we właściwym stanie była. Niemcy ją zburzyli. I Polacy później postawili żłobek, który w tej chwili tak niszczeje…

JG: W samym centrum miasta…

M: Tak.

JG: A nasz kościół parafialny? Czy wyglądał inaczej niż obecnie?

M: No, inaczej, teraz jest odnowiony, wewnątrz i na zewnątrz. No, to zasługa jest naszego proboszcza Tokarzewskiego.

JG: A czy były inne kościoły oprócz parafialnego?

M: Tak – ojców kapucynów i to wszystko.

JG: A kto, może Pan pamięta, był proboszczem parafii katolickiej?

M: No, proboszczem to był Goliński… A było jeszcze dwóch księży: Partyka i Ciesicki, w sumie było trzech księży. Tyle.

JG: A czy pamięta Pan inne nazwiska, jeśli chodzi o rabina na przykład/

M: Pamiętałem, ale wyszło mi z głowy. Mi się wydaje, że to był Gatzik. Gatzik się nazywał. Ale nie powiem dokładnie.

JG: A proszę mi powiedzieć czy msza w tamtych czasach różniła się od obecnej?

M: No, tym się różniła, ze była odprawiana po łacinie. A w tej chwili po polsku.

JG: A czy należał do parafii jakiś chór, tak jak obecnie?

M: A był chór. Męsko – żeński.

JG: A kto się zajmował tym chórem?

M: Organista. Maliszewski się nazywał.

JG: Przejdźmy może do takiego pytania: gdzie można było kupić żywność, lody, tkaniny , narzędzia, a gdzie znajdowały się warsztaty rzemieślnicze?

M: No, rzemieślnicze zakłady mieściły się przeważnie w budynku zamieszkałym, mieszkalnym. Naprzód wydzielone zostało jakieś pomieszczenie, w którym właśnie ten warsztat był urządzany.

JG: A czy sklepy również tak wyglądały?

M: Tak. Sklepy, sklepiki to były bardzo małe.

JG: A gdzie znajdowała się siedziba władz miejskich?

M: Siedziba władz miejskich znajdowała się , gdzie obecnie jest pobudowany budynek gminy. Tam był taki drewniany budynek , z tyłu…

JG: Tak, tam później było przedszkole…

M: Tak, tam była… Mieścił się Urząd Miasta. Natomiast starostwo tam, gdzie dom kultury, gdzie obecnie bank.

JG: Aha, tu naprzeciwko kościoła..

M: Kapucynów. Tak.

JG: A czy osoby, które sprawowały władzę, były znane społeczności?

M: Ja osobiście to nie znałem ich , bo nie miałem nic wspólnego z nimi.

JG: Rozumiem, jako dziecko…ale czy Pana rodzice?

M: Tak, oczywiście, rodzice doskonale żyli z władzą.

JG: A czy pamięta Pan, w jaki sposób te osoby były wybierane na te stanowiska?

M: Nie pamiętam.

JG: A może jeszcze takie pytanie dotyczące zabytków w Lubartowie: bo był tu pałac, czy w tym pałacu ktoś mieszkał?

M: Pałac… to znaczy pałac, do trzydziestego trzeciego roku był zamieszkały przez zakon czarnych… Oni zajmowali się też rolnictwem. Nie wiem więcej, co oni robili.

JG: A czy pałac w Kozłówce – może Pan się orientuje?

M: To był hrabiego Zamoyskiego. Ojciec tam miał kontakty doskonałe z tym hrabiem, bo był krakusem, a on miał taki szwadron krakusów. I takie urządzał zawody, wspólnie bawili się.

JG: A czy otoczenie pałacu inaczej wyglądało , niż obecnie?

M: No, inaczej… W tej chwili tu gdzie ja mieszkam i aż tam prawie do drugiego bloku przy ul. Słowackiego to był mur taki jak przy kościele, i brama taka była, podobna do bramy kościelnej, ale w trzydziestym dziewiątym roku starosta powiatu dała nakaz rozbiórki tego muru . Rodzice nie chcieli rozebrać, to sami na siłę rozebrali ten mur, tą bramę. I jeszcze rozebrali taką stodołę dużą, nie stodołę, a oborę. Stodołę natomiast rozebrali już po wyzwoleniu. To znaczy władze, to wszystko porządkowali… miasto…

Aż zgubiłem wątek…

JG: Rozmawialiśmy o otoczeniu pałacu…

M: Przed pałacem przed wojna to było , tu gdzie w tej chwili są alejki to była siana najczęściej żyto i pszenica. Płot był drewniany, do samego kościoła. Do parku była taka droga polna. Brama była taka, jak jest.

JG: A jeszcze zapytam, czy to żyto czy ta pszenica była ludzi, czy kościoła?

M: Nie, to była zakonników. Z tym, że później, jak został pałac spalony, również była, ale kto obsiewał, to nie wiem, kto obrabiał, bo to było pole po prostu.

JG: A nie pamięta Pan, w którym oku spłonął pałac?

M: W trzydziestym trzecim roku.

JG: A nie orientuje się Pan, czy to było jakieś podpalenie, czy…

M: No, prawdopodobnie podpalenie to było. Ja pamiętam dokładnie, mimo że miałem skończone tylko cztery latka, ale bardzo to pamiętałem, bo baliśmy się, ze nasz budynek się może zapalić, może się przenieść i wszyscy zostaliśmy, bo to rano, o godzinie czwartej, zaczął się palić ten pałac…

JG: A to większa część budynków spłonęła?

M: Cały się spalił. Dokładnie. A później burzyć zaczęli podczas wojny Niemcy, bo potrzebny był im gruz na utwardzenie dróg. A odnowiony został w pięćdziesiątym… częściowo odnowiony już… w pięćdziesiątym szóstym roku. Pół pałacu było już czynne w pięćdziesiątym szóstym roku, a resztę później zrobili.

JG: Proszę Pana, jeszcze zapytam, może pamięta Pan jakieś legendy dotyczące miasta czy naszego regionu?

M: No , nie pamiętam tak.

JG: czy przed wojną ludzie osiedlali się w Lubartowie, czy też przenosili się, woleli większe miasta?

M: No, może ludzie się nie przenosili, ale wyjeżdżali do pacy poza Lubartów. Najczęściej to jeździli budować Warszawę, to znaczy do Warszawy do pracy.

JG: Ale to w tym okresie przed wojną?

M: Przed wojną. Tak. Bo tutaj było najwięcej fachowców murarzy, a ci fachowcy nasi byli bardzo zdolni, potrafili budować. Przez sezon pracowali w Warszawie, na zimę zjeżdżali do domu.

JG: A jak wyglądały stosunki Lubartowa i okolicznych wsi?

M: No, rodzice moi to zawsze dobrze żyli ze wszystkimi, bo tacy byli: łagodny i spokojny charakter. a inni to nie wiem.

JG: A oprócz władz państwowych w okresie międzywojennym jakieś inne władze były?

M Nie. Nie było innych.

JG: A czy w tym okresie Lubartów był bogatym czy biednym miastem?

M: no, raczej takie biedne miasto było.

JG: A czy ludzie , którzy tu mieszkali, byli bardziej konserwatywni czy lubili jakieś nowinki?

M: No nie, raczej konserwatyści tacy byli. Nie było takich, co potrafili coś tam nowego wprowadzić.

JG: Jeszcze zapytam na zakończenie: czy pamięta Pan coś, co chciałby Pan powiedzieć, a ja nie zapytałam?

M: No…